Góry, owce, krowy, rower, sporty ekstremalne i małe marzenie, które się spełniło. O tym i nie tylko, przeczytacie we wspomnieniach z Leogangu.
Leogang
Każdy dzień jest inny, nieprzewidywalny, wyjątkowy pod względem widoków, które mam wrażenie, że nie mogą się znudzić. Od pierwszego do ostatniego dnia, byłam oczarowana krajobrazem mimo, iż nie było to moje pierwsze spotkanie z górami. Jednak budząc się i mając za oknem szczyty całe w chmurach oraz móc obserwować, jak te same chmury z godziny na godzinę znikają, przemieszczają się, lub „spływają” w dolinę, można pomyśleć sobie, że jest się w chyba w raju.
•
Co do rolnictwa, to o ile obiekt nie jest typowym hotelem, to myślę, że w 3/4 domów znajdzie się jakaś krowa lub na oddalonych polach będzie się pasło stado owiec czy koni. Dla mnie jest to fenomen, ponieważ w Polsce, zwierzęta hodowlane przeważnie trzyma się w przystosowanych do tego pomieszczaniach, lub na krótko wypędza na pastwisko. Tu natomiast, zwierzęta spędzają noc poza gospodarstwem. Jedyne co je ogranicza to pastuch.
Bardzo często jest tak, że trasa rowerowa przecina pastwisko lub jedzie się tuż obok niego. Zwierzętom to w ogóle nie przeszkadza. Nie czują się wystraszone. Wydają się być raczej zaciekawione, że jakieś stworzenie na dwóch, śmiesznych kółkach mija je z zawrotną prędkością. W każdym razie obserwując je, gdy przeżuwają wolno trawę oraz spoglądają beztrosko na góry, można im nawet pozazdrościć takiej „restauracji” z fenomenalnymi widokami.
Zdarza się, że czasem zwierzaki nie są ogrodzone nawet pastuchem. Przy górnej stacji Asitz, można było spotkać stado owiec, które sobie wędrowało w poszukiwaniu trawy. Można było do nich podejść i o ile sobie na to pozwoliły, zrobić kilka zdjęć czy spróbować ich dotknąć.
•
W Internecie krążą filmiki, pokazujące różne sposoby zwoływania stada krów. Tutaj w Leogangu również spotkałam się z takim zwoływaniem zwierząt, ale w nico inny sposób. Otóż grupka mężczyzn zwoływała swoje stado poprzez granie im na trąbkach z balkonu. Cały proces, aż zwierzęta przyszły, trwał około pół godziny. Jak dla mnie bomba!
Leogang – atrakcje
Jeżeli chodzi o turystykę, to pisałam w poprzednich wpisach, że miasteczko w okresie letnim jest mekką dla rowerzystów, zaś w okresie zimowym dla narciarzy oraz snowboardzistów. Liczne trasy enduro, a także zjazdowe dla początkujących i zaawansowanych rowerzystów czekają, by zacząć z nimi przygodę. Stoki narciarskie z utęsknieniem oczekują, aż spadnie śnieg i miłośnicy sportów zimowych będą mogli rozpocząć białe szaleństwo.
Jeżeli jesteśmy głodni w dalszym ciągu wrażeń to alpinizm, trekking czy wspinaczka czekają tu zarówno na początkujących oraz zawodowców.
Ci zaś co wolą spokojniejszy wypoczynek mogą wędkować, kąpać się, czy też jeździć konno.
Woda jest z górami nierozerwalnie złączona. Liczne strumyki, a także rzeka, która przepływa przez miasteczko, jest krystalicznie czysta! Można po prostu napełnić butelkę i ruszyć w dalszą drogę.
•
Górskie strumienie to także świetna propozycja, dla tych którzy chcą spróbować swoich sił i pokonać imponujące wąwozy oraz burzliwe alpejskie wody.
W Leogangu jest też miejsce dla osób, które chcą spróbować swoich sił nad ziemią. W ten sposób spełniło się po części moje małe marzenie, by rozłożyć swoje skrzydła, przyspieszyć bicie serca i poczuć adrenalinę. 143 m nad ziemią, prędkość do 130 km/h, jak można to określić? Po prostu Flying Fox XXL. Odcinamy pasy bezpieczeństwa, odjazd i lecimy! Najbardziej obawiałam się samego momentu startu, tego szarpnięcia. Podczas samego lotu, uczucie niesamowitej wolności, szczęścia czułam każdym możliwym fragmentem skóry, a mój mózg chyba oszalał z wrażenia. Wszystkie jakieś smutki i żale, po prostu znikły. Po wylądowaniu był już tylko uśmiech i oczy szeroko otwarte z wrażenie oraz chęć na jeszcze jeden lot. Zawsze chciałam latać, dlatego łza się zakręciła, gdy sobie uświadomiłam, że po części to marzenie właśnie się spełniło.
Leogang ma naprawdę wiele do zaoferowania o każdej porze roku. Jest to jedno z niewielu miejsc, które wspominam zawsze z uśmiechem na twarzy i do którego na 100% wrócę.
Brak komentarzy